czące bullyingu, jednak warto wskazać, iż badania w tym paradygmacie są znacznie rzadziej prowadzone niż badania w podejściu ilościowym12. _____ 6 J. Pyżalski, Agresja elektroniczna i cyberbullying jako nowe ryzykowne zachowania młodzieży, Kraków 2012. 7 R.M. Kowalski, C.A., Morgan, S.E. Limber, Traditional bullying as a potential
Sensacyjne informacje z różnych stron kraju pokazują, że stan polskiej szkoły jest mocno niepokojący: uczniowie przejawiają agresywne zachowania wobec swoich szkolnych kolegów i sami są często atakowani przez nauczycieli. Nie pozostają im zresztą dłużni – coraz śmielej atakują nauczycieli, a niejednokrotnie pomagają im w tym rodzice. Mamy więc jasno określony teren walki, potrafimy wyliczyć walczące strony, ale nie umiemy określić reguł tej walki. Problem jest na tyle poważny, że na różne sposoby szuka się lekarstwa na uzdrowienie szkoły. Słyszymy więc o spektakularnych akcjach: zatrudnianiu firm ochroniarskich, których pracownicy (czasem z psami) pilnują porządku w szkołach; monitorowaniu szkół, a szczególnie ich newralgicznych miejsc (toalety), szukaniu pomocy u specjalistów, powoływaniu rzecznika praw ucznia. Niewiele to daje, a problem narasta. Istnieje niebezpieczeństwo, że powszechność problemu spowoduje, iż zacznie się go traktować jako coś naturalnego i w końcu zaakceptuje jako nieuchronny proces zmian w nowej rzeczywistości. Pójdzie za tym milcząca zgoda bezradnych nauczycieli, brak reakcji samych uczniów, a zachowanie agresywne wśród młodych ludzi stanie się obowiązującą normą. Tak wadliwie ukształtowane postawy wobec innych ludzi i świata zagrażają współżyciu szkolnej agresji W czerwcu 2006 roku lokalna prasa łódzka donosiła o szczególnej sytuacji uczniów klasy III szkoły podstawowej, którzy od trzech lat nękani są przez kolegę. Chłopiec zaczepia, wyzywa i bije rówieśników. Zaatakował też nauczycielki i dyrektorkę szkoły; jedną uderzył pięścią w twarz, drugą popchnął, trzecią skopał. U chłopca zdiagnozowano zaburzenia emocjonalne i problemy z przestrzeganiem norm społecznych. Oznacza to, że zagraża bezpieczeństwu kolegów, których rodzice w trosce o swoje dzieci od dłuższego czasu interweniują w szkole i u władz oświatowych. Do czasu rozwiązania problemu zorganizowano dzieciom opiekę poza szkołą. Rodzicom chłopca zaproponowano indywidualne nauczanie w domu i terapię, ale się nie zgodzili. Z inicjatywy kuratorium padła propozycja stworzenia jednoosobowej klasy i stałej opieki pedagoga szkolnego podczas przerw. Nie znalazła się szkoła, która dobrowolnie przyjęłaby małego agresora. Decyzją administracyjną kurator przeniesie go do innej szkoły, ale sytuacja może się powtórzyć. Rodzice kłopotliwego chłopca przypisują winę za jego niewłaściwe zachowanie szkole. Uważają, że od szkolnych łobuzów nauczył się bić, kopać i wyzywać innych, bo w domu przecież tak się nie zachowuje. W innej szkole podstawowej do klasy I trafił uczeń, u którego jeszcze w przedszkolu psycholog zdiagnozował upośledzenie umysłowe. Rodzice dostali w poradni wyczerpujące informacje o możliwościach kształcenia dziecka. Przekonywano ich o konieczności umieszczenia syna w szkole specjalnej dla dzieci upośledzonych w stopniu lekkim – nie wyrazili zgody, nawet poczuli się dotknięci taką propozycją. Wysłali chłopca do szkoły masowej i tym zapoczątkowali cały szereg zdarzeń, które mocno doświadczyły ich dziecko i jego rówieśników. Trudności i niepowodzenia, jakie napotykał na każdym kroku, były nie do zniesienia. Nic mu nie wychodziło. Okazało się, że nie może, tak jak inni, nauczyć się pisać i czytać, nie potrafi rysować. Koledzy się śmiali, gdy nie potrafił na lekcji odpowiedzieć na pytania nauczycielki. Czuł żal, złość, wstyd. Najpierw odmawiał wykonywania poleceń, potem przestał interesować się tym, co działo się na lekcji. Znalazł sobie inne zajęcia, przeszkadzał pani i kolegom: niszczył przybory szkolne, książki, zeszyty innych uczniów, szczególnie tych najlepszych. Na przerwie często zaczepiał, szarpał i bił kolegów, zwykle po jakiejś nowej uwadze w dzienniczku. Nadpobudliwy uczeń klasy IV w Łodzi obiecał rodzicom, że nie będzie już jedynek i uwag nauczycieli na temat jego zachowania w szkole. Był bardzo zmotywowany, bo w nagrodę miał dostać upragnionego psa po zakończeniu roku szkolnego. Ale nie wyszło: na klasówce z matematyki pomylił się, pokreślił całe zadania, w złości podarł kartkę, podziurawił ją długopisem. Nieprzemyślana reakcja nauczycielki wywołała dodatkowe emocje i agresywne zachowanie, nad którym trudno było zapanować. Skończyło się wezwaniem rodziców. Pies odsunął się w odległą przyszłość. W innej szkole podstawowej uczeń z najstarszej klasy podczas przerwy „zabawił się” pierwszoklasistką i rzucił nią o ścianę. Dziewczynka ze wstrząsem mózgu znalazła się w szpitalu. To nie pierwszy wyczyn bohatera, ale tym razem skończyło się szpitalem. Tłumaczył się, że nie chciał zrobić nikomu krzywdy, to była tylko zabawa. W Głownie trzech gimnazjalistów już po dzwonku na lekcję, na oczach wielu uczniów, pobiło młodszego kolegę – miał złamany nos i wstrząs mózgu. Dopiero po tym incydencie rodzice innych uczniów ujawnili, że ich dzieci od dawna są nękane przez starszych, najczęściej drugorocznych, kolegów. Prasa donosiła („Polityka” nr 22/2006), że w Lidzbarku Warmińskim trzy gimnazjalistki na schodach szkoły zaatakowały koleżankę. Zabrały jej pieniądze, pogryzły, skopały i wyrwały kolczyki z uszu. Odpowiedź szkoły – obniżenie oceny z zachowania i zapowiedź rozmowy z rodzicami. Jednak rozmowa ta niewiele zmieni, bo uczennice pochodzą z rodzin patologicznych i trudno oczekiwać współpracy z takimi domami. Były i bardziej drastyczne przypadki: gimnazjalistka zaangażowana w zbiorowe zabójstwo, uczeń gimnazjum atakujący nożem kolegę, jeszcze inny – taksówkarza. Bywa, że obiektem agresji słownej czy fizycznej stają się nauczyciele. Jak widać, agresja szkolna przybiera rozmaite formy i dotyka różne osoby. Ma też z pewnością różnorodne uwarunkowania. Od lat 90. stała się przedmiotem licznych badań naukowych. Ich efekt to opracowania, które pozwalają na ciekawe obserwacje i uogólnienia. Z moich badań, prowadzonych na terenie województwa łódzkiego (prezentowanych wcześniej na łamach „Psychologii w Szkole” nr 1/2006) wynika, że najwięcej agresji obserwuje się w szkołach podstawowych (wskazało na nią 73 proc. badanych), nieco mniej w gimnazjach (58 proc.) i najmniej w szkołach ponadgimnazjalnych (30 proc.). W szkołach podstawowych dziewczęta i chłopcy stosują zarówno agresję pośrednią, jak i fizyczną. Wskaźnik tej ostatniej jest tu niepokojąco wysoki – 67proc. u chłopców oraz 62 proc. u dziewcząt. Wyraźniejsze różnice w zależności od płci rysują się na kolejnych etapach nauczania. Na poziomie gimnazjum u dziewcząt dominuje agresja pośrednia (72 proc.), podczas gdy u chłopców wskaźnik ten wynosi 45 proc. Co ważne, niektóre wskaźniki u dziewcząt są znacząco wyższe niż u chłopców. Z najnowszych, niepublikowanych jeszcze moich badań nad postawą wobec agresji wśród młodzieży szkolnej, wyłania się jeszcze jeden niebagatelny problem: widać powszechną akceptację zachowań agresywnych wśród młodych ludzi. Aż 69 proc. gimnazjalistów stwierdziło, że nie przeszkadza im zachowanie agresywne u innych. Nie mają nic przeciwko wulgaryzmom, przemocy wobec innych czy krzywdzeniu ich za pomocą form pośrednich: kłamstw, obmawiania, ośmieszania. Przezywanie, bicie, poniżanie W badaniach uczniów w szkołach na terenie Wałbrzycha potwierdzono, że dominującą formą przemocy w szkołach jest przezywanie (76,17 proc. badanych). Kolejne formy to: poniżanie lub ośmieszanie przez innych (39,39 proc.); bicie się kolegami (38,15 proc.) oraz zaczepianie i bicie młodszych bez powodu (34,81 proc.). Ciekawe dane z badań dotyczą charakterystyki ofiar przemocy międzyrówieśniczej. Okazało się, że główną przyczyną znęcania się jest nietolerancja dla „innych” i tendencja do odbudowywania własnej „nadwerężonej” pozycji w grupie rówieśniczej. Ofiarami przemocy byli uczniowie otyli, z wadą fizyczną, noszący okulary, pochodzący ze wsi, dobrze się uczący. Równocześnie zaobserwowano, że młodzieży szkolnej imponuje siła: daje poczucie bezpieczeństwa, władzę nad innymi, pozwala dyktować warunki i decydować o standardach życia pomiędzy innymi. Przemocy szkolnej, niestety, towarzyszy zmowa milczenia. Jest to albo efekt standardów współżycia w grupie, albo też wynik lęku przed wykluczeniem. Ważną przyczyną ukrywania agresji jest niewątpliwie strach przed zemstą i brutalnością sprawców. Utrwala to postawę bycia ofiarą u jednych i poczucie bezkarności u drugich. W badaniach prowadzonych ostatnio w okolicznych szkołach przez Poradnię Psychologiczno-Pedagogiczną w Łasku okazało się, że ponad 75 proc. uczniów padło ofiarą agresji ze strony kolegów. Aż 77 proc. badanych uczniów przyznało, że było przez kolegów dręczonych psychicznie. Agresja? Jaka agresja? Oblicze polskiej agresji pokazuje raport z badań CBOS z marca 2006 roku. Niektóre z uzyskanych danych są zastanawiające. Wśród dorosłych Polaków dominuje (54,9 proc.) pogląd, że agresja i przemoc w polskich szkołach są poważnym problemem i szkoły na ogół nie radzą sobie z nim. Nauczyciele mają inne zdanie, wyrażają przekonanie, że w ich szkołach problem agresji i przemocy nie istnieje. Tymczasem co piąty uczeń uważa, że nauczyciele nie reagują na agresję, ponieważ o niej nie wiedzą lub wiedzieć nie chcą. Mówią o bezradności, bierności i braku reakcji nauczycieli na przejawy zła w szkole. Oczywiście zachowania te różnicuje typ szkoły. Uchylanie się od reakcji i bezradność przypisali nauczycielom uczniowie gimnazjum, bierność częściej pojawiała się u nauczycieli szkół ponadgimnazjalnych. Wyniki badań CBOS nie odbiegają od dotychczas przywoływanych. Wśród młodzieży szkolnej dominuje werbalne obrażanie, wymyślanie (44 proc. badanych osobiście tego doświadczyło, ale 62 proc. widziało, jak przydarzyło się to innym). Aż 62 proc. potwierdziło szkolną praktykę rozpowszechniania szkodzących komuś kłamstw, 50 proc. widziało umyślne potrącenia i przewrócenia, 36 proc. pobicie, 34 proc. widziało, że przymuszano w szkole kogoś do zrobienia czegoś, czego zrobić nie chciał. Nierzadko mamy też w szkole do czynienia z niszczeniem cudzych rzeczy (32 proc.), kradzieżami (43 proc.). 71,2 proc. badanych uczniów twierdzi: „w mojej szkole są tacy nauczyciele, których najchętniej bym unikał”. Można przyjąć z dużym prawdopodobieństwem, że za takimi stwierdzeniami kryją się niepożądane zachowania nauczycieli wobec uczniów. Takie zachowania określone są dokładniej. W polskich szkołach dominującymi formami agresji nauczycieli są: wyrzucenie za drzwi (dostrzega to 53 proc. badanych uczniów); używanie wobec uczniów obraźliwych słów (28 proc.); straszenie (18 proc.); szturchanie, uderzanie, potrącanie. Cytowane wyniki badań nie wyczerpują zagadnienia, ale są widocznym dowodem na to, że problem jest właśnie szkoła? Agresja jest zjawiskiem niejednorodnym i z pewnością ma wiele źródeł. Trzeba ją jednak widzieć w kontekście społecznym, bo dotyczy przede wszystkim zakłóconych relacji międzyludzkich. Choć trudno czasem wskazać jednoznacznie na główne uwarunkowania zaburzonego zachowania dzieci i młodzieży, nie ulega wątpliwości, że niebagatelną rolę odgrywa tu szkoła – drugie, po rodzinie, najważniejsze środowisko życia młodych ludzi. Szkoła jest miejscem, do którego uczniowie „przynoszą” agresję, ale także miejscem, gdzie agresja się rodzi. Jest jeszcze jeden znaczący fakt: szkoła u wielu uczniów wywołuje negatywne emocje – opiera się na przymusie, nie daje możliwości wyboru, a wręcz ogranicza w przestrzeni, aktywności ruchowej, werbalnej, czasem nawet intelektualnej. Narzuca dzieciom obowiązek uczenia się, co dla wielu z nich jest wyjątkowo „nieulubioną” czynnością. Zabiera cenny czas, który można byłoby przeznaczyć na przyjemniejsze i ciekawsze czynności. Opisywane przez A. Olubińskiego badania pokazały jednoznacznie, że większość uczniów deklaruje negatywne emocje wobec szkoły i negatywną postawę wobec obowiązków określonych społeczną rolą ucznia. To wystarczy, aby pojawiła się frustracja, która prowokuje do zachowań nieakceptowanych społecznie. Zatem szkoła w sposób naturalny jest środowiskiem agresogennym. Szkołę jako instytucję wychowującą i nauczającą od lat poddaje się gruntownej krytyce, bowiem realizuje na swoim terenie, w sformalizowanym systemie, „ukryty program” dominacji i władzy. Trudno sobie wyobrazić, aby w tych okolicznościach tworzyły się optymalne warunki dla wszechstronnego rozwoju wychowanków. Przymus i podporządkowanie hamują przecież rozwój, co więcej – w naturalny sposób wywołują sprzeciw. W wielu obszarach funkcjonowania szkoły da się, jak wiadomo, wyróżnić elementy zakłócające proces kształtowania młodych ludzi. Przede wszystkim szkołę wyróżnia przerost funkcji dydaktycznych nad wychowawczymi. Jest skoncentrowana na osiągnięciach poznawczych uczniów, a pomija lub ignoruje kształtowanie ich woli i charakteru. Wiedza, często abstrakcyjna, przekazywana jest tradycyjnymi, werbalnymi metodami. Jest mocno oderwana od rzeczywistości, blokuje spontaniczną aktywność twórczą. Uczniowie żyją w wyizolowanym świecie nauki, daleko od aktualnych wydarzeń społeczno-politycznych, ekonomicznych, kulturalnych. Efekty tego są widoczne w słabych wynikach zewnętrznych sprawdzianów i egzaminów, które w zreformowanej szkole badają wreszcie nie wiedzę, ale kompetencje uczniowskie. Czy jednak szkoła rozwija kompetencje uczniowskie, czy nadal uczy wiedzieć, zgodnie z przyjętym programem? Reforma weszła do tradycyjnej szkoły i wprowadziła zmiany odgórnie. Nowe cele i zadania oświatowe podjęła ta sama kadra, z dotychczasowymi umiejętnościami, nawykami i modelem pracy. Jeśli ktoś całe swoje zawodowe życie uczył wiedzieć, nagle nie zacznie uczyć swoich podopiecznych myśleć. Do tego potrzeba specjalnych umiejętności. Trzeba je tłok i stopnie Poważny problem stanowi także niewłaściwy sposób oceniania zachowania i wiedzy uczniów. W wielu szkołach, niestety, ocena stała się podstawowym celem nauczania. Często jest nieobiektywna i wywołuje sporo napięć. Jest urażająca. Jak wiadomo, nauczyciel ocenia zwykle według kryteriów zewnętrznych, mało czytelnych i subiektywnych. Odwołuje się do pierwszego wrażenia, jakie wywarł na nim uczeń i ocenia jego osobę, a nie umiejętności czy wiedzę. Co więcej, ocena ta zawiera w sobie emocjonalny stosunek do ucznia, ukształtowany wcześniej, a więc mało związany z aktualną sytuacją oceniania. Ocenianie w naszych szkołach jest dodatkowo obciążone tendencją do wyłapywania uczniowskich uchybień, braków, błędów. Często towarzyszy mu ocena utajona, wyrażona gestem, mimiką twarzy, tonem głosu. Taki system oceniania rodzi silne poczucie krzywdy i w naturalny sposób wywołuje frustrację. Szkołę, jak twierdzi A. Janowski, określają trzy podstawowe właściwości: władza, ocenianie i tłok. Nie będzie błędem uzupełnienie tej listy o hałas. Przeładowane klasy prowadzą do anonimowości uczniów i przedmiotowych stosunków z nauczycielami. Nauczanie jest skoncentrowane na nauczycielu i programie. Uczniowie są często przeciążeni. Zmusza się ich do wielogodzinnego siedzenia w ławkach, w ciszy i bezruchu. J...
Prof. nzw. dr hab. Anna Weissbrot - Koziarska · Przemoc wobec seniorów ZŁOŚĆ –AGRESJA - PRZEMOC. Skala zjawiska przemocy wobec osób starszych • badania –rok 2014 • badano
Przemoc w szkołach nie wzrosła w ostatnich latach - poinformował MEN na posiedzeniu sejmowych podkomisji: ds. kształcenia i wychowania oraz ds. młodzieży. Posłowie PiS, powołując się na dane policji, mówili o 100-proc. wzroście przestępstw popełnionych w szkołach. MEN prowadzi systemowe i długofalowe działania mające ograniczyć zjawiska agresji i przemocy wśród uczniów - zapewnił wiceminister edukacji Tadeusz Sławecki, który w czwartek spotkał się z posłami dwóch podkomisji: ds. jakości kształcenia i wychowania oraz ds. młodzieży. Tematem posiedzenia była agresja i przemoc w polskich szkołach. Wiceszef MEN przekonywał, że w szkołach zmniejszyła się liczba przypadków przemocy fizycznej wśród uczniów; rzadziej obiektem agresji uczniowskiej stawali się również nauczyciele. Wzrosła za to przemoc werbalna i odnotowano większą liczbę wymuszeń, nie związanych jednak z kradzieżami. Przedstawiając informację Sławecki powołał się na badania prowadzone przez CBOS i Uniwersytet Warszawski. Z informacji MEN wynika także, że w porównaniu z 2006 r. zmniejszył się odsetek uczniów uczestniczących w bójkach. Wzrosła natomiast o około pięć proc. liczba uczniów z klas V i VI szkoły podstawowej, którzy doświadczają dręczenia ze strony kolegów. Ponadto wzrosła tzw. cyberprzemoc, która polega na wykorzystywaniu przez uczniów np. telefonów komórkowych lub internetu. Sławecki powoływał się również na dane Systemu Informacji Oświatowej. "Dane w kategoriach: pobicie, umyślne uderzenie oraz nieumyślne uderzenie, które były gromadzone w latach 2005-2011, wskazują jednoznacznie na obniżenie o ok. 50 proc. wskaźnika w powyższych kategoriach. Natomiast łączna liczba wypadków spowodowanych przez nieumyślne uderzenie w roku 2011 spadła o 49 proc. w stosunku do 2005 r." - referował wiceminister. Dodał przy tym, że tego rodzaju wypadki najczęściej miały miejsce na zajęciach wychowania fizycznego oraz na przerwach międzylekcyjnych. Informację MEN skrytykowali posłowie PiS, którzy omawiając problem przemocy w szkołach powołali się na raport policji z 2011 r. dotyczący przestępczości na terenie placówek oświatowych i wychowawczych. "Do różnego typu szkół uczęszczało 48 852 nieletnich sprawców, tj. 98,4 proc. ogólnej liczby nieletnich sprawców czynów karalnych ujawnionych w 2011 r. Z danych statystycznych wynika, że w 2011 roku na terenie placówek oświatowych i wychowawczych stwierdzono ogółem 31 596 przestępstw, tj. o 1303 więcej niż w roku 2010" - cytował informację policji poseł PiS Lech Sprawka. W 2007 r., gdy polską oświatą kierował rząd Jarosława Kaczyńskiego liczba przestępstw w szkołach - jak zwrócił uwagę Sprawka - wynosiła ok. 17 tys. "Czyli na przestrzeni kilku lat doszło do podwojenia tej liczby przestępstw" - alarmował poseł. Jak ocenił, MEN przedstawiając wyłącznie pozytywne informacje w tej sprawie bagatelizuje problem. Inny poseł PiS Zbigniew Dolata zarzucił rządom PO-PSL bierne przyglądanie się "narastaniu złego zjawiska dotykającego dzieci". W odpowiedzi Sławecki zwrócił uwagę, że sprawcami przestępstw na terenie szkół, które są ujęte w policyjnych statystykach, mogą być nieletni oraz osoby dorosłe. "Złapanie dilera na boisku szkolnym o dwunastej w nocy też jest ujęte tu jako zdarzenie popełnione na terenie szkoły" - mówił Sławecki, tłumacząc, że statystyki policji są zbiorcze i nie odnoszą się do liczby przestępstw popełnianych przez uczniów. Z kolei posłanka PO Elżbieta Gapińska zwróciła uwagę, że w Polsce, podobnie jak w żadnym innym kraju w Europie lub na świecie, nie jest możliwa całkowita eliminacja przemocy w szkole. Zwróciła jednak uwagę, że w kształtowaniu postaw uczniów istotną rolę odgrywają ich rodziny, czy jest w nich przyzwolenie na przemoc. "Zjawisko to jak np. uderzenie dziecka poprzez klapsa czy przemoc psychiczna zmniejsza się. Dzieci nie będąc tak traktowane nie będą też traktować tak innych" - mówiła. Podsumowując wystąpienie wiceminister przedstawił wybrane projekty profilaktyczne MEN, Koalicję na rzecz Bezpiecznej Szkoły prowadzoną wspólnie z organizacjami pozarządowymi, dzięki której powstała strona internetowa Znajdują się na niej poradniki o tym, jak radzić sobie z przemocą w szkole lub przestrzec młodzież przed demoralizacją i przestępczością. Sławecki podkreślał też rolę rodziców w zapewnianiu bezpieczeństwa uczniom. "Za bezpieczeństwo odpowiadamy wszyscy. Szkoła, rodzice i wszyscy, którzy poczuwają się do tego, aby walczyć ze złem" - konkludował Sławecki.Uczniowie lubią polską szkołę i nauczycieli, znacznie bardziej niż 20 lat temu. Wyniki ogólnopolskiego naukowego badania jakości życia dzieci i młodzieży, zleconego przez Rzecznika Praw Dziecka, pokazują, że z wiekiem chłopcy zaczynają bardziej lubić szkołę, a dziewczynki odwrotnie. Lepsze zdanie o szkole mają uczniowie z
This PaperA short summary of this paper7 Full PDFs related to this paper
Zaczyna się od żartów, później dochodzą kuksańce, szturchnięcia, wyśmiewanie. Nauczyciel ucisza, uspokaja, ale też często nie zauważa, czy też nie zwraca uwagi. Krew się nie leje – nic się nie dzieje. Czyżby? Zdaniem amerykańskiego psychologa Daniela Golemana (autora bestsellerowej „Inteligencji emocjonalnej”) – odpowiednie programy – dotyczące radzenia sobie ze złością, czy gniewem powinny być wprowadzane już w przedszkolach, a najpóźniej w pierwszej klasie podstawówki. Czy tak jest w polskiej szkole? Mogłoby być, bo scenariusze lekcyjne nawet dla najmłodszych klas są na wyciągnięcie ręki, chociażby na stronie: (to program społeczny dzienników regionalnych i Fundacji Orange). W ramach zajęć poświęconych np. złości, dzieci zaznaczają na rysunku postaci, gdzie mieszka złość (w spojrzeniu, gestach itp.). Mówią, jakie sposoby jej wyrażania krzywdzą ludzi, uczą się, co robić, żeby tego uniknąć. Swoje prace plastyczne związane z warsztatami wieszają potem w klasie. Do programu, objętego honorowym patronatem Prezydenta RP, przystąpiło ponad cztery tysiące szkół w całej Polsce. Jak można zapobiegać agresji i przemocy wśród dzieci? Organizować dzieciom wolny czas (tłok na świetlicach, na których dla świętego spokoju puszcza się bajki, to wcale nie taki rzadki obrazek). Włączać rodziców w sprawy klasy, także w kwestii bezpieczeństwa. Prowadzić lekcje poświęcone relacjom, nie unikać trudnych tematów i przede wszystkim mieć jasne reguły postępowania. Jednak wciąż tego brakuje w polskich szkołach. I to mimo, że przemoc w szkołach nie jest już tematem tabu. W 2008 roku MEN zainicjowało program „Bezpieczna i przyjazna szkoła”. Na stronie można skorzystać z rad, szkoleń i pomocnych opracowań. Według rzecznika ministerstwa „szkoła ma obowiązek określić w czytelny sposób kryteria dopuszczalnych zachowań oraz sankcje za naganne zachowania uczniów, a także określić w swoim statucie: 1. Rodzaje nagród i kar stosowanych wobec uczniów oraz tryb odwoływania się od kary; 2. Przypadki, w których dyrektor szkoły może wystąpić do kuratora oświaty z wnioskiem o przeniesienie ucznia do innej szkoły; 3. Warunki pobytu w szkole zapewniające uczniom bezpieczeństwo. Skąd w takim razie wśród rodziców poczucie, że szkoła nie reaguje, chowa głowę w piasek, czeka, aż sprawa przycichnie, unika konfrontacji z problemem do momentu, kiedy staje się on już bardzo widoczny? – Mnie się wydaje, że mimo wszystko nauczyciele nie czują się kompetentni w tym zakresie – uważa Izabela Śliwińska. – Oczekuje się od nich wyników, średniej, a nikt nie mierzy poziomu satysfakcji uczniów ani nie monitoruje atmosfery w klasie. Nauczycielom może brakować wsparcia, znajomości technik z zakresu przeciwdziałania agresji w grupie. Na tę atmosferę ma wpływ także podejście kadry nauczycielskiej. Realistyczne, a nie wygórowane wymagania, metody nastawione na współpracę zamiast na rywalizację, stosowanie nagród i dobra komunikacja z rodzicami tworzą parasol ochronny przed agresją i przemocą w szkole – podaje w swojej pracy Teresa Ochęduszko („Agresja i przemoc wśród dzieci sześcioletnich”). I pisze: „Przerażające jest również to, że często sam nauczyciel, świadomie lub nie, staje się generatorem agresji”. Krytyka, upokarzanie („Ty idioto”), obrażanie się („Skoro nie chcecie się uczyć, to ja was do tego zmuszać nie będę”), zastraszanie („Skoro tak się zachowujecie, to proszę wyjąć karteczki”), podważanie wiary w możliwości („Ty się do tego nie nadajesz”) – to droga donikąd. Takie zachowania są powielane przez uczniów i przygotowują grunt pod tzw. „bullying” (z ang. dręczenie). O ile poziom agresji w szkołach nie rośnie (w policyjnych statystykach odnotowano nawet spadek), o tyle – jak wynika z badań CBOS „Szkoła bez przemocy” – jest więcej właśnie przemocy werbalnej. – To mit, że w każdej klasie musi być gwiazda, agresor i kozioł ofiarny – mówi Anna Ślipska, nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej, która uczy w podstawówce na warszawskiej Pradze, w niełatwym środowisku. Stara się prowadzić klasę jak zespół, a nie drużynę do osiągania jak najlepszych wyników. Kiedy zauważa objawy agresji, rozmawia z uczniem, unikając moralizowania i podziału na „dobrą ofiarę i złego prześladowcę”. Współpracuje z rodzicami, a także z informatykiem i katechetą, aby oni również mogli ją wesprzeć podczas swoich zajęć i wspólnie wskazać uczniom „drogowskaz” – jakie zachowania są społecznie akceptowane, a jakie nie. – Nie podejrzewam tak małych dzieci o złośliwość – podkreśla nauczycielka. – Zakładam, że każde z natury jest dobre, i widzę, że takie podejście przynosi efekty. Historia Mateusza działa jak balsam na skołatane nerwy rodziców użerających się ze szkolną machiną… Państwowa szkoła na warszawskich Bielanach, druga klasa, siedmiolatki. W piątkowy wieczór chłopiec opowiada rodzicom, co mu się przydarzyło tego dnia w szkole. Po wuefie grupa chłopców zaczęła go poniżać, bić i kopać w szatni, wyśpiewując: „Płacz, Kowalski, płacz”. Następnego dnia ma zaproszenie na urodziny do jednego z kolegów z klasy, ale mówi, że nie pójdzie w odwiedziny do kogoś, kto go bił. – Uszanowaliśmy jego decyzję – opowiada mama Mateusza. – Zastanawialiśmy się tylko, co z tym wszystkim zrobić. W niedzielę zadzwoniła do wychowawcy (udostępnił wcześniej wszystkim rodzicom swój numer telefon). Był wstrząśnięty tym, co usłyszał. – Ustaliłam z nim, że syn nie pójdzie w poniedziałek do szkoły, a on w tym czasie omówi sytuację z dziećmi. Nauczyciel spotkał się z pedagogiem, dyrektorką i psychologiem szkolnym. Wspólnie zastanowili się nad problemem. Potem odbyła się rozmowa z klasą, wychowawca nie wskazał winnych, ale chłopcy, którzy pobili Mateusza, sami się przyznali. Z wyjątkiem jednego, okazali rzeczywistą skruchę. Spotkanie podziałało oczyszczająco na wszystkich, nie było kar i połajanek, zamiast tego siedmiolatki przygotowały dla Mateusza niespodziankę. Kiedy następnego dnia pojawił się w klasie, otrzymał książkę złożoną z rysunków – każdy uczeń namalował swoją pracę i napisał, za co go lubi. Za to, że jest uśmiechnięty, pomaga innym. Za to, że w ogóle jest. Mateusz stracił łatkę „dziwaka”, z którą wcześniej funkcjonował, a kiedy niedługo potem pojechał z dziećmi na wycieczkę, wrócił z niej zadowolony. Od tamtej pory nie wydarzył się już podobny incydent. Mama i tata Mateusza chwalą nauczyciela za reakcję, ale sami mają poczucie, że to wyjątkowa szkoła. Właśnie takiej – przyjaznej, komunikatywnej, bezpiecznej – szuka aż 80 proc. rodziców, wynika z ankiety przeprowadzonej przez Instytut Badań Edukacyjnych. I jest to główne (!) kryterium, jakim kierują się przy wyborze szkoły dla dziecka. Poziom nauczania znalazł się dopiero na siódmym miejscu. – Jeśli rodzice właśnie tak myślą, to tylko jak najlepiej o nich świadczy, bo właśnie w szkole dzieci zdobywają dziś umiejętności społeczne, uczą się, co im wolno, a czego nie, i przekonują na własnej skórze, czy świat jest bezpiecznym miejscem – stwierdza Izabela Śliwińska. – Cała książkowa wiedza leży dziś w internecie – dodaje. Wzajemnych relacji, współpracy w grupie, działania zespołowego mogą nauczyć się tylko w realnym życiu.. 508 82 155 26 32 369 200 398